„Małe kobietki”

Małe kobietki

Rozdział I. Pielgrzymki
— Co mi za Boże Narodzenie bez podarków! — mruknęła Ludka, 
leżąc na dywanie przed kominkiem.
— To straszne być ubogą! — westchnęła Małgosia, spoglądając na swą 
starą suknię.
— Bardzo jest nieładnie, że niektóre dziewczęta mają mnóstwo pięknych
 rzeczy, a inne nie mają nic — dodała Amelka z gniewną minką.
— Mamy przecież ojca, mamę i siebie nawzajem — z zadowoleniem 
odezwała się Eliza ze swego kącika.
Ich cztery młode twarzyczki, oświecone ogniem z kominka, 
rozjaśniły się na te wesołe słowa, lecz sposępniały znowu, gdy Ludka rzekła:
— Nie mamy teraz ojca i długi czas nie będziemy go miały. 
— Wprawdzie nie powiedziała „może nigdy”, ale wszystkie dodały 
to w duchu, ponieważ był daleko na wojnie.
Milczały przez chwilę, po czym Małgosia odezwała się innym tonem.
— Wiecie, że mama dlatego radzi, byśmy sobie tym razem nie dawały 
podarków, że zima będzie sroga; więc jej zdaniem nie powinnyśmy 
wydawać pieniędzy na przyjemności, kiedy nasze wojsko tak cierpi. 
Prawda, że nie zdołamy wiele uczynić, ale małe poświęcenia są 
w naszej możności i wypada nam ich dokonać z dobrej woli. 
Obawiam się jednak, że się na to nie zdobędę — mówiła, 
potrząsając główką, jak gdyby z żalem myślała o wszystkich 
ładnych rzeczach, które jej były potrzebne.
— Nie przypuszczam, żeby nasze małe oszczędności przydały się na 
coś; dałybyśmy po dolarze, więc jakaż stąd ulga dla wojska? 
Zgadzam się na to, by nic nie dostać od mamy i od was, 
ale chciałabym sobie kupić Ondynę, bo już tak dawno mam 
na nią ochotę — rzekła Ludka zamiłowana w książkach.

pexels-photo-10018034

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *